Na żoliborzu zgarnąłem Adama, godzinę później na kabatach Andrzeja i Wojtka... 10:30-11:00 zaczęło robić się naprawdę gorąco i dynamika jazdy spadła, zwłaszcza u mniej wprawionego kolegi. Co by nie mówić, cień woda... cień woda... i prawie do Góry Kalwaria dojechaliśmy. Ostatni postój w kierunku "tam" przy sklepie w miejscowości Podłęcze, potem już tylko powrót :)